Witam po długiej przerwie.
Wszyscy szykują się do świąt. Niestety, szaleństwo mnie nie ominęło, za sprawą nowej “świątecznej” kawy :) Papua Nowa Gwinea. Madan estate. Nic specjalnego poza tym, że aromat zachwycająco podobny do... krówek. Piłem ją po raz pierwszy ponad miesiąc temu I pomyślałem sobie o czymś miłym, słodkim z dzieciństwa, niestety nie starczyło mi kawy żeby dojść do tego co to było, ale teraz wiem – Krówki :) Jeżeli ktoś ma ochotę, na krówki kawowe to polecam. Gdzieś pojawiają się nuty ziołowe, ale po moim epokowym odkryciu już nic nie będzie takie samo :)
Zobaczcie Ariche Tima, o której pisałem wcześniej. Bardzo drobne ziarenka, jasno upalone, niestety tylko tyle mi zostało...
Z Timowych nowości miałem okazję poznać Gatundu z jego pieca. Pyszna. Wyjątkowa Kenia, popisał się, bez dwóch zdań.
Upalił też coś o tajemniczej nazwie TEST :P Miało być dużo owoców I uśmiechów, było dużo smoke(y) I rozczarowanie. Chociaż tłumaczył wszystkim, że robią złe espresso. Heh...
Dzięki uprzejmości dwóch wspaniałych baristów, wpadło mi w ręce trochę nowej Etiopii – Beloya Estate. Yummy.
Wspaniała, idealnie mieści się w przedziale pomiędzy strasznie agresywną Sidamo a zrównoważoną Yergacheffe. Dużo truskawek, w posmaku uczucie zbliżone do tego, co pozostawiają po sobie orzechy włoskie. Ktoś doszukał się cynamonu, ale to chyba bardziej przez świąteczną atmosferę :) To pierwsza tak ciekawie zbalansowana kawa, którą próbowałem. Upalił S&H. Gratulacje. (brawa dla baristy, który przygotował ją w domowym zaciszu - dla fanów - gangsterka :P)
Dziś ustawiając młynek przez przypadek zrobiłem najlepsze espresso, jakie kiedykolwiek piłem w Stockfleth's.. To straszne, że przypadkiem, bo szczerze mówiąc spodziewałem się czegoś innego, a tu taka niespodzianka. Wspaniałe migdały, zupełnie jak gdybym po syropie amaretto nie wypłukał filiżanki. Sęk w tym, że nia mamy syropu amaretto :)
Próbowałem to powtórzyć, o dziwno NIE UDAŁO MI SIĘ :) Ale ten fakt spowodował, że dziś bacznie przyglądałem się każdemu espresso. Nowe Palenie (17.11), Bardzo wolno się rozpędza. Powolutku kapie dopiero po 7-9 sekundach, po 15 się rozpędza, zatrzymuję z reguły przy 23-24. Kolor espresso wypływającego leniwie z wylewki jest w chwili zatrzymania podobny do tego, który pojawiał się przy pierwszych kroplach kawy, której używałem na WBC. Smoła. Bardzo łatwo tą kawę zepsuć, ciężko z niej zrobić coś dobrego, ale jak już się uda, jest zachwycające.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz